wtorek, 26 marca 2013

O tych, co wiedzą, do czego służy klient

Ostatnio miałam kilka naprawdę przyjemnych zetknięć z firmami, które wiedzą, co to marketing. Taki marketing-super-marketing. Mamy takie przesycenie rynku wszystkim, że bez tego ani rusz. Bardzo mnie cieszy kontakt z kimś, kto wie, jak to robić. Nie myślę wtedy nawet wyłącznie o swoich egoistycznych pobudkach, czyli o moich korzyściach z perspektywy klienta. Ja naprawdę cieszę się widząc takich mądrych ludzi. Uściskałabym ich wszystkich. Tulki tulki!
Najlepiej obserwuje się firmy reklamujące się poprzez możliwość zakupów grupowych, które już od dłuższego czasu spamują mi kilkunastoma mailami dziennie skrzynkę (nie, nie wyłączę subskrypcji, a nóż widelec ominie mnie jakaś super oferta na noże ceramiczne w kolorach tęczy, co wtedy?!). Dużo bardzo-potrzebnych-mi-rzeczy kupiłam przez takie kupony. A to fryzjera sobie dziabnęłam, a to pierogi dwa za jeden, prenumeratkę, sratkę. Większość nie rozumie, po co oferuje swoje usługi na tych gruponach i wyznaje zasadę "weź i idź mi stąd", ale o nich mi się nie chce w ogóle gadać w tym momencie. To takie podejście pod tytułem "Cześć, mam bar na plaży, przyszedłeś do mnie z dwoma dychami kumpli zrobić sobie wieczór kawalerski, zjeść kupę szamy i zamówić milion piw i litrów wódki? Nie, nie dam ci darmowego szota, płać, idź i nie denerwuj mnie więcej swoim jestestwem" (długi tytuł, którego dorobiło się wielu głupich ludzi). Nie, naprawdę dzisiaj sobie odpuszczę. Dzisiaj posłodzę. Trzy łyżeczki.

Pierwsza łyżeczka należy się Pani Fryzjerce, która była bliska położenia się na podłodze, byle tylko równo obciąć włosy, która dała wizytówkę ze swoim imieniem i poleciła profil salonu na Facebooku "bo to co pani zrobiłam to wychodzi normalnie dosyć drogo, ale czasem jest konkurs albo poniedziałkowe rabaty, pani sobie kliknie". Pani sobie kliknie i pani będzie przychodzić, jeśli tylko przepoczwarzy się z biednej studentki w jakiegoś bogatego motylka czy coś.

Druga łyżeczka należy się z kolei Pani Kosmetyczce, która jest cudną i piękną dziewczyną, która wciśnie na wizytę następnego dnia, która z mrugnięciem okiem policzy mniej za dodatkową wizytę i która wysyła mi fajne esemeski o nowych promocjach. Lowju, Pani Kosmetyczko.

Dodam, że są to dwa przykłady zakupów grupowych. Kto kupuje, ten wie. Gdzie indziej trafisz na babę, co jednym uchem słucha ciebie, drugim koleżanki, a ustami jeszcze memła obiadek w międzyczasie. NO NA PEWNO DO NIEJ WRÓCĘ.
Cholera, miałam tylko posłodzić.

No to trzecia łyżeczka należy się firmie, której produkt wygrałam swego czasu w jakimś konkursie. Ogólnie kwestia takich firm ma się już naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Oni wiedzą, po co dają komuś coś za darmo lub pół-darmo. Ale w jednym przypadku moje oczekiwania zostały przez firmę przeskoczone dosyć mocno. Dostałam telefon, że mi bardzo gratulują tej wygranej o tam, w tamtym konkursie, że już do mnie wysyłają nagrodę i żebym sobie na wszelki wypadek zapisała maila i telefon, gdyby coś się działo, ale na pewno nic się nie stanie i jeszcze raz fajnie, że wygrałam. Aż uwierzyłam, że się tak ze mną cieszą. I od tamtego czasu zawsze w pierwszej kolejności myślę o ich produktach, gdy szukam czegoś z tego segmentu.

Nie chodziło mi w tym wpisie o wymienienie nazwisk, adresów i nazw. Na to pewnie też przyjdzie pora :) Teraz po prostu byłam wkurzona na zupełnie odwrotne podejście, więc chciałam się uspokoić przypominając sobie o tych najmądrzejszych. O tych, którzy wiedzą, do czego służy klient - nie do zarabiania, tylko do zarabiania jeszcze więcej! Buzi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz